Film „Prometeusz” Recenzja

Film Prometeusz plakatFilm Prometeusz Scotta miał dać odpowiedź na pytania nie tylko dotyczące początków całej sagi „Obcy”, ale i aktualnego miejsca oraz poziomu kina spod znaku S-F. Po premierze stało się pewne, że amerykańskie kino S-F, z zadziwiającą systematycznością, obniża swoje loty, a tamtejsi scenarzyści są albo wypaleni,  albo mają ograniczoną wyobraźnię, albo nie przykładają się poważnie do swoich obowiązków. Może też są po prostu zagubieni w tematyce science-fiction i tak naprawdę nie wiedzą, jak się do tego gatunku filmowego zabrać i w jaki sposób wydobyć z niego nieograniczony potencjał.

Tak się złożyło, że jestem wielbicielem sagi „Obcy” oraz przede wszystkim wielkim miłośnikiem kina science-fiction. Długo czekałem na film Prometeusz, pokładając w nim nadzieję na świeży powiew jakości w S-F.  Niestety po seansie czułem tylko  spore rozczarowanie. Jako fan sagi zostałem wręcz wykpiony. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że film od kompletnego gniotu ratuje jedynie świetna oprawa wizualna i rozmach z jakim go zrobiono. Niestety te dwa elementy to za mało, abym mógł wyjść z kina choć odrobinę spełnionym.

 

  • Fabuła

Pod koniec XXI wieku dwóch naukowców (Elizabeth Shaw oraz Charlie Holloway) zajmujących się badaniem prehistorycznych cywilizacji, dokonuje przełomowego odkrycia. Malowidła w odkrytej jaskini, mają pokierować ludzkość ku gwiazdom i swoim stworzycielom. Potężna korporacja Weyland wykłada ogromne fundusze i udostępnia statek kosmiczny Prometeusz. Rozpoczyna się podróż mająca dać odpowiedź na najważniejsze pytania w ludzkiej historii – kim jesteśmy i dokąd zmierzamy. Ekspedycja dociera na miejsce, ale to, co znajdują nie tylko przekracza ich najśmielsze oczekiwania, ale naraża wszystkich członków załogi, a nawet całą ludzkość na wielkie niebezpieczeństwo.

 

Ridley Scott zrobił wszystko co mógł, aby uzmysłowić widzom, że nie mają do czynienia z kolejną odsłoną „Obcego”. Widać to szczególnie w sferze wizualnej. Zaskoczeniem jest chwalona przez wielu przestrzenność  filmu. Wiele ujęć to bowiem otwarte, przejrzyste krajobrazy. Gdzieś zginął  klaustrofobiczny klimat wszystkich części sagi. W pamięci wciąż mam wygląd powierzchni planety LV-426 w 1 i 2 części sagi. Niby otwarta przestrzeń, a wszystko zamglone, jałowe, ciężkie, przytłaczające i odbierające poczucie bezpieczeństwa widzowi. W „Prometeuszu” krajobraz jest piękny, kolorowy, klarowny,  harmonijny i wręcz kojący.
Nawet  wchodząc na pokład statku, widzimy ład i porządek. Jest wręcz nielogicznie przestrzennie i idealnie sterylnie. Brak sprzętów miotających się w nieładzie, brudnych szafek i schowków – perfekcja. Statek wydaje się być muzeum lub nowoczesnym dziełem sztuki – wszystkim, ale nie miejscem pracy naukowców.

Nie tylko tło nie pasuje kompletnie do stylistyki znanej z innych części sagi, ale również ubiór i wygląd  wspomnianych astronautów. Są piękni, wygładzeni, wydepilowani, z nienaganną fryzurą, odziani w idealne dopasowane kombinezony. Wręcz zaszokował mnie widok głównej bohaterki w pierwszych scenach, która z prawdziwą tapetą na twarzy przystępowała do codziennych obowiązków. Gdzie naturalność?! – pomyślałem. Reżyser powrócił zatem do nienagannego obrazu naukowca w kosmosie, jaki widzieliśmy na dużym ekranie ponad 40 lat temu.
Nie rozumiem takiego podejścia, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że to właśnie Scott w swoim Alienie zaszokował wszystkich wizją pasażerów Nostromo, którzy byli zwykłymi ludźmi, z szeregiem widocznych wad. Kosmos był jedynie zwyczajnym miejscem ich pracy. Dawny film zyskał przez ten wizualny element jedną istotną cechę, której zabrakło „Prometeuszowi” – był bardzo wiarygodny.

Nie chcę tutaj krytykować decyzji reżyseria o wizualnej rewolucji – podjął ją taką, a nie inną. Miał do tego prawo, bo jest w końcu  reżyserem. Wizualnie film Prometeusz jest bardzo dobry, o czym jeszcze będę pisał poniżej i wiele osób będzie zachwyconych. Raczej wylewam teraz swoją frustrację, wynikającą z bezwstydnego obdarcia sagi z jej najbardziej charakterystycznych elementów wizualnych, które ją definiowały.
Scott postanowił nam podpowiedzieć, że saga „Obcy” definitywnie umarła w 1997 roku, a jego najnowszy film jest jedynie wariancją na temat. Miłośnikowi sagi trudno się z tym pogodzić.

Statek Prometeuszźródło: https://moviusdudem.wordpress.com/prometheus/the-truth/

Przejdźmy do fabuły, która – jeśli byłaby wyjątkowo udana – mogłaby zatrzeć w proch wizualne rewolucje. Niestety fabuła zawodzi. Kompletnie nie wytrzymała ogromnych oczekiwań.  Jest pełna karygodnych nielogiczności i nieścisłości, które byłyby odpowiednie dla filmu klasy D, a nie mieć miejsce w tak kultowej sadze, jaką jest „Obcy”.

Im mocniej chcemy zrozumieć sens filmu i spójność jego scenariusza, tym jest gorzej. Scott zawiesił sobie wysoko poprzeczkę, chcąc poruszyć tematy związane z metafizyką, z pochodzeniem człowieka i z sensem jego egzystencji. Niestety porwał się z motyką na słońce. Żenująco wypadły wątki metafizyczne. Przykładem może być scena walki bohaterki o metalowy krzyżyk w momencie, gdy wszystko wokół się waliło i ginęli jej znajomi. Scena ta wywołała u mnie niekontrolowany napad śmiechu, czym naraziłem się pewnemu panu siedzącemu obok mnie na seansie.
Scott w „Prometeuszu” chciał pytać o rzeczy wielkie, dając jednocześnie płytkie i banalne odpowiedzi. Niestety otrzymujemy typowo hollywoodzką papkę – mieszankę oklepanych cytatów dotyczących systemów religijnych i filozoficznych. Film nie wnosi kompletnie nic do tematyki związanej z poszukiwaniem naszych początków i Boga. Nie stara się nawet wykreować jakiejkolwiek nowej hipotezy w tym intrygującym przecież temacie. Wszystko to już gdzieś było, gdzieś to widzieliśmy, czytaliśmy. Stek banałów i nudnych „odkryć”.

Jak zaskakująco słabo wypada scenariusz filmu, przekonujemy się w kulminacyjnym momencie „Prometeusza”. Próby przetrwania bohaterów i realizacji misji są wręcz kuriozalne i żenujące.

Fani sagi „Obcy” również będą zawiedzeni otrzymanymi odpowiedziami na temat początków Ksenomorfów. Wszystko, co widzimy na ekranie jest albo oczywistością, albo nielogicznością. Rozczarowująca jest również prezentacja rasy, której skamieniałego przedstawiciela odkryto później na LV-426. Okazali się nierozwojowi, jakby zastygli miliardy lat i nie chcieli spróbować innych ścieżek postępu.

Podsumowując fabułę, trzeba być wyjątkowo krytycznym, gdyż niszczy ona cały film. Co chwilę natrafiamy na dziury w logice narracji, zbyt wiele elementów do siebie nie pasuje. Całość niestety podchodzi pod totalną bzdurę.

Gra aktorska również nie jest najmocniejszą stroną „Prometeusza”. Nie jest to wina obsady, lecz znów scenariusza , który uniemożliwił aktorom pokazanie pełni swojego talentu. Pani Noomi Rapace nie przekonuje i miota się, aż do ostatnich scen filmu. Nie wiemy, czy ostatecznie przeszła przemianę z nieco delikatnej i naiwnej pani naukowiec – w wojowniczkę. W momencie, gdy zaczynamy wierzyć w jej twardy i nieustępliwy charakter – bohaterka zaczyna mówić dziecięcym, piskliwym głosem i świecić naiwnymi oczami. Jej rola wydaje się być niezamierzonym pastiżem porucznik Ripley.

Rola Guya Pearcea jest nieporozumieniem. W jakim celu zmieniać młodego aktora w starca, szczególnie, że nie miał on ani jednej sceny w filmie, jako osoba młoda? Rola niepotrzebna, nietrafiona i bardzo niewiele wnosi. Najlepiej wypadł Fassbender, który wiarygodnie wcielił się w androida. On jako jedyny z aktorów miał czas i miejsce na pokazanie swoim wielkich możliwości. Wyróżnić również można Charlize Theron, przerażająco dobrze grającą chłodną niczym głaz Vickers.

W „Prometeuszu” zawodzi niestety nawet muzyka, która zabija klimat, zamiast go budować. W wielu momentach, i co gorsza ważnych momentach filmu, razi typowo „słodką”, amerykańską wzniosłością. Nie potęguje napięcia, nie przyprawia o gęsią skórkę na plecach, gdy widz podświadomie tego oczekuje.

Mimo wspomnianych wad filmu jego twórcę należy uznać za fachowca z najwyższej półki. To nie Scott przecież stworzył marny scenariusz,  czy słabą muzykę. On całą swoją energię skupił na obszarze wizualnym. W efekcie film, w niemal każdej scenie, olśniewa urodą kadru. Obraz jest wyważony, piękny, ale bez nadmiernego przepychu. „Tanich” efektów nie uświadczymy. Wszystko jest przemyślane i to przemyślane, co do najmniejszego detalu. Cieszy fakt, że nieoceniony wkład w ten doskonały wizualny efekt miał Polak – Darek Wolski, który odpowiadał za zdjęcia.

Wielkim kunsztem reżysera było stworzenia dzieła, które mimo wspomnianych już karygodnych wad, potrafi na pełne 2 godziny przykuć widza do fotela i zaciekawić na tyle, że nawet przez moment nie myśli on o wyjściu z seansu. Film Prometeusza ogląda się bowiem bardzo dobrze, oko cieszą skrytykowane powyżej, bo nietypowe dla sagi – wspaniałe ujęcia pejzaży,  sceny lądowania i spektakularne katastrofy.  W filmie trudno przewidzieć, co zobaczymy w następnych scenach. Nie zauważa się dłużyzn i to mimo wielu zupełnie niepotrzebnych scen.

Prometeusz Inżynierźródło: http://www.artofvfx.com/prometheus-martin-hill-superviseur-vfx-weta-digital/

  • PODSUMOWANIE

Jeżeli patrzymy na film, jako odrębne dzieło science-fiction, nie związane z sagą, to należy ocenić go w miarę przeciętnie i można go nawet polecić nie tylko miłośnikom tego typu kina. Oprawa wizualna zachwyca i warto zobaczyć ją w najwyższej jakości. Film Prometeusz, mimo marnej fabuły, karygodnych dziur w logice i sposobie narracji, ogląda się zaskakująco dobrze. Nie uświadczymy dłużn i ziewania widzów. Spojrzenie z perspektywy pozostałych 4 części sagi „Obcy” nie pozostawia jednak złudzeń – trzeba być bezwzględnym i uznać dzieło Scotta za dotychczas zdecydowanie najgorsze. Na pocieszenie fanów Obcego – „Prometeusz” jest o 2 klasy lepszym filmem niż którakolwiek część AVP.

Powyżej zaprezentowałem tylko część całej recenzji filmu. Szerszy opis ze spoilarami, obsadą, komentarzami użytkowników znajdziesz na mojej stronie Alien Hive: Film Prometeusz Recenzja >>.

 

Reżyseria: R. Scott
Premiera: 30 maja 2012 (świat); 20 lipca 2012 (Polska)

Strona filmu Prometeusz

 

OCENA: 4/10

 

Jak oceniasz film „Prometheus”?

Zobacz komentarze >>

Filmy Science Fiction , Science-Fiction # , , , , ,
  Udostępnij: / / /

3 komentarze do “Film „Prometeusz” Recenzja

Dodaj komentarz >>

  1. wza pisze:

    Nie rozumiem czemu tak się rozpisałeś na temat tego filmu. Przecież to GNIOT pozbawiony jakiejkolwiek logiki od pierwszych scen.
    Jedynym (niestety) fajnym akcentem był pilot podrywacz poświęcający życie bez mrugnięcia okiem gdy trzeba to zrobić (chyba również jako jedyny w załodze wykazywał oznaki logicznego myślenia – zauważył że ziomale siedzą gdzieś po jaskiniech).

  2. marek pisze:

    Reżyser ponosi odpowiedzialność za całość, a więc także za scenariusz /duże uproszczenie ale rozumni wiedzą w czym rzecz/ i muzykę

  3. Żółtowski pisze:

    Mam 41 lat, mieszkam w Słupsku, znam bardzo dobrze SF, znam chyba wszystkie filmy sf, w ogóle nie pisze bo nie lubię, oglądałem film prometeusz po raz 6, straszna komercja, szkoda bo RS zrobił film klasy A-1, polecam Saturn-3…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *